W klasztorze Puhtitsa w Estonii: „Czy podziękowałeś już Bogu za tę porażkę?”. Te nieoczekiwane słowa wypowiedziała mała dziewczynka. Pamiętam dokładnie... to było 25 lipca 1976 roku. Siedziałem na dziedzińcu klasztoru, na ławce, w cieniu krzaków - z moim notatnikiem.
„Co robisz? Co tam piszesz?”, zapytała mnie dziewczynka, która miała około dziesięciu lat. „Próbuję pisać muzykę, ale nie wychodzi mi to najlepiej” - odpowiedziałem. A potem niespodziewane słowa z jej strony:
Czy podziękowałeś już Bogu za tę porażkę?
Najbardziej wrażliwym instrumentem muzycznym jest ludzka dusza. Następnym jest ludzki głos. Trzeba oczyszczać duszę, aż zacznie brzmieć. Kompozytor jest instrumentem muzycznym i jednocześnie wykonawcą. Instrument musi być nastrojony, aby mógł wydawać dźwięki. Trzeba zacząć od tego, a nie od muzyki. Poprzez muzykę kompozytor może sprawdzić, czy jego instrument jest nastrojony i do jakiej tonacji jest nastrojony.
Bóg tka człowieka w łonie matki, powoli i mądrze. Sztuka powinna rodzić się w podobny sposób. Być jak żebrak, jeśli chodzi o pisanie muzyki: przyjmować cokolwiek, jakkolwiek i kiedykolwiek Bóg daje. Nie powinniśmy się smucić z powodu tego, że piszemy mało i słabo, ale dlatego, że modlimy się mało i słabo, i letnio, i żyjemy w niewłaściwy sposób. Kryterium musi być pokora - zawsze i wszędzie.
Muzyka jest moją przyjaciółką, zawsze rozumiejącą. Współczującą. Wybaczającą. Jest pocieszycielką, chusteczką do osuszania moich łez smutku, źródłem moich łez radości. Moim wyzwoleniem i ucieczką. Ale także bolesnym cierniem w moim ciele i duszy, który czyni mnie trzeźwym i uczy pokory.